Biegłam szybko, rękami odbijając się od ścian. Nie odwracałam się, ale wiedziałam, że nie dzieli nas zbyt wielki dystans. Wypadłam zza rogu, przepchnęłam zdezorientowanego Lena i znalazłam się w sali nawigacyjnej. Na szczęście nie było tu dowódcy. I dobrze, skarciłby mnie za wskoczenie na stół i deptanie map. Jednak była to sprawa życia i śmierci.
No dobra…Była ważniejsza od tego!
Zeskoczyłam ze stołu i...nie mogłam biec dalej. Chłopak objął mnie w pasie i mocno do siebie przycisnął.
- Wygrałem! – Ryu zaśmiał się triumfalnie.
- Jeszcze nie! – parsknęłam śmiechem i udało mi się wyślizgnąć z jego uchwytu. Pobiegłam dalej, wpadając na kolejny korytarz a następnie na Arisę. Ryu musiał być tuż za mną, bo oboje ją staranowaliśmy. Krzyknęła zirytowana a ja i pirotechnik wymieniliśmy spojrzenia.
- Złazić ze mnie! – blondynka ryknęła a ja prawie ogłuchłam, gdyż głowę miałam dość blisko niej. Popatrzyłam wymownie na chłopaka, który chichotał jak głupi.
- Mi tu dobrze – wyszczerzył się, nachylając się nade mną. Przekręciłam oczami.
- A mi nie bardzo! – dziewczyna krzyknęła zirytowana. Zepchnęłam z siebie fioletowookiego, po czym pomogłam wstać przyjaciółce. Otrzepała się i popatrzyła na nas.- Co się tak na mnie gapicie?
- Już w porządku? – zapytaliśmy równocześnie a ona pokiwała głową. Ponownie rzuciliśmy się biegiem przed siebie.
- No jak z dziećmi! Nie mają co robić to czołgi udają! – Arisa krzyknęła za nami, a my wybuchliśmy śmiechem. Zgrabnie wyminęliśmy Irin i…na nieszczęście wpadłam na Shina. On się jednak nie przewrócił. Złapał mnie za ramiona tuż po tym, jak się od niego odbiłam. A że Ryu nie miał kto złapać, to mój przyjaciel odbił się ode mnie i upadł na cztery litery.
- Co wy wyprawiacie? – dowódca zapytał zdziwiony i puścił mnie.
- Eee…no my…ee…- jąkałam się bez sensu, nie chcąc się przyznać, że organizujemy sobie wyścigi.
- Integrujemy się – pirotechnik otrzepał się i uśmiechnął się do brązowookiego.- No wiesz, praca zespołowa i te sprawy!
- Od kiedy bieganie po bazie jak szaleńcy jest pracą zespołową? – Shin uniósł brwi do góry. Wymieniliśmy z Ryu spojrzenia.
- Od wczoraj – uśmiechnęłam się niewinnie, po czym wyminęłam go i rzuciłam się biegiem.
- Ej! – fioletowooki chciał pobiec za mną, ale dowódca go zatrzymał.- Co tym razem?
- Chyba zapomniałeś, że dziś twoja kolej czyścić broń.
- No żartujesz sobie ze mnie!
- Bynajmniej.
Zaśmiałam się i pomachałam do przyjaciela.
- Ale…To niesprawiedliwe! SHIORI! – chłopak ryknął zirytowany, a ja pobiegłam dalej.
***
Wypiłam gorącą czekoladę. Chyba była nieco przeterminowana, bo dało się to odczuć. No cóż, brzuch będzie mnie bolał, ale to już będzie potem. Postanowiłam, że dziś pobawię się w kucharkę i po raz pierwszy ugotuję jakieś danie dla wszystkich. Wszyscy zgodnie stwierdzili, że jeżeli jestem równie utalentowana co mój brat, to lepiej będzie jeżeli gotowanie sobie odpuszczę. Co prawda bałam się tego. Nie byłam jak moja matka – uzdolniona w każdej dziedzinie. Nie potrafiłam gotować, choć uparcie próbowałam.
Trudno. Ryu, jako mój przyjaciel, zostanie obiektem testowym. Może i to jest trochę okrutne, kazać mu jeść coś czym może się zatruć, ale przecież on się poświęci dla swojej najlepszej przyjaciółki! Chyba…
Wyjęłam coś, co przypominało mi starożytny mikser. Był cały zakurzony (cóż za niespodzianka!), więc dokładnie go umyłam. Co jak co, nawet Ryu nie chciałam karmić kurzem i rdzą. Następnie musiałam również umyć plastikową miskę, łyżkę, mieszadła do miksera…
- Czemu tu wszystko musi być zakurzone? Co to jest?! Fabryka kurzu?! Może zaczniemy go sprzedawać! – zaśmiałam się szaleńczo.
- Czemu krzyczysz? – obróciłam się zaskoczona i popatrzyłam na pirotechnika, który opierał się o futrynę.
- Ja to powiedziałam na głos? – speszyłam się nieco a on pokiwał głową.- Ups…
- Taaak – mruknął po czym podszedł bliżej i zajrzał mi przez ramię.- Co ty robisz?
- Ja…em…no, ten, tego…- zaczęłam się jąkać.- Ja będę gotować…tak jakby.
Przez chwilę na jego twarzy gościł absolutny spokój. Potem zaczął się lekko uśmiechać a jego policzki przybrały kolor mocnej czerwieni. Popatrzyłam na niego błagalnie, ale ten wybuchnął głośnym śmiechem. Złapał się za brzuch i zgiął w pół.
- Dawno się tak nie śmiałem! – udało mu się wykrztusić, po czym dalej się śmiał.
- Ryu! – syknęłam oburzona.- Jesteś okropny!
- Oj, no wybacz – uśmiechnął się przepraszająco i otarł łzę, która zakręciła mu się w oku. Oparł się o blat i wziął głęboki wdech.- To było dobre, Shi. A tak serio, to co robisz?
- Mówiłam serio! – zdzieliłam go ręką po głowie i odwróciłam się, aby zademonstrować jak bardzo mnie uraził. Przez chwilę nic nie mówił.
- Ale tak bardzo serio? – zachichotał.
- Bardzo bardzo! – warknęłam zirytowana.
- Oj…w takim razie, pozwolisz, że ci trochę pomogę? – położył głowę na moim ramieniu a ręce zajęły miejsce na mojej tali.
- Sugerujesz, że nie dam sobie rady?– zapytałam.
- Nie do końca o to chodzi – uśmiechnął się lekko.- Tylko…nie uważasz, że tak będzie bezpieczniej?
- B-bezpieczniej?! – myślałam, że za moment zrobię mu krzywdę.
- Z-znaczy…- zaczął się jąkać i cofnął się o dwa kroki.- Shi, przecież wiesz, że ja cię doceniam i w ogóle…
- Wyczuwam tutaj jakieś ‘ale’. – zmrużyłam oczy.
- Ale…czy ty umiesz gotować? – odetchnął, jakby dumny ze swojego pytania.
- Może trochę tak...– zarumieniłam się lekko.
- Może? – uniósł brwi do góry.- Trochę?
- Przestań już! – krzyknęłam, powstrzymując łzy, które cisnęły mi się do oczu.- I tak doskonale wiesz, że mi się nie uda! – choć mówiłam to do niego, to czułam, jakbym mówiła te słowa do swojej matki.
- Ja tak wcale nie uważam – zmieszał się nieco, a gdy dwie słone łzy spłynęły po moich policzkach nieco spochmurniał.- Coś się stało?
- Nic – rzuciłam cicho, starając się opanować. Przymknęłam oczy.- Po prostu…nieważne…
- Ważne – uśmiechnął się do mnie.- Możesz mi przecież powiedzieć.
- Wiem, ale…ale to takie głupie! – pokręciłam głową, zła na samą siebie. Nie chciałam zaczynać się nad sobą użalać.- Przepraszam, nie chciałam krzyczeć…
- Hej, nic się przecież nie stało, przynajmniej mnie do niczego nie zmotywowałaś (dla wyjaśnienia, gdy poprzednim razem bohaterka ''zmotywowała'' Ryu to przywaliła mu z pięści w szczękę xD – Dop. Autorki)– szturchnął mnie lekko łokciem, nie przestając się uśmiechać. Mimowolnie odwzajemniłam ten gest.- Więc teraz mów księżniczko, czemu się tak bardzo zdenerwowałaś. Ja się tylko drażniłem, mówię prawdę.
- Ja wiem, to nie twoja wina – mruknęłam ponuro.- Tylko…wiesz, moja mama…Ona była idealna we wszystkim, wszystko potrafiła zrobić dobrze. A ja…- westchnęłam cicho.- A ja tak nie umiem, mam całe mnóstwo wad.
- Ona też je pewnie miała – chłopak zauważył.- Więc się nie zadręczaj. Poza tym, masz też całe mnóstwo zalet!
- Mhm, z której strony? – zaśmiałam się cicho.
- Z tej tamtej – dźgnął mnie w czoło.- Nie rozumiem…mnie ochrzaniasz o to, że ja cię nie doceniam, podczas gdy ty sama tego nie robisz.
Zmieszałam się nieco. Miał rację, ale nie chciałam mu tego przyznać. Wzruszyłam tylko ramionami.
- To co? Zamierzasz mi pomagać? – zapytałam obojętnym tonem.
- A co chcesz ugotować? – ucieszyłam się, że tak łatwo pozwolił mi na zmianę tematu.
- Co powiesz na naleśniki? – uśmiechnęłam się do niego.
- O rany! Ile ja tego nie jadłem! Podoba mi się to! Hmm… - zamyślił się.- A mamy wszystko?
Otworzyłam lodówkę i zajrzałam do niej.
- Nie mamy mleka – stwierdziłam po chwili. Spojrzałam na niego zrezygnowana.- Naleśników nie będzie.
- To nic! – machnął ręką.- Pojadę po mleko. Kawałek stąd jest pastwisko.
- Zamierzasz doić krowy? – zachichotałam na tę wizję.
- Dla ciebie wszystko! – wyszczerzył się po czym ukłonił i wyszedł. Pokręciłam głową z uśmiechem.
***
Trudno. Ryu, jako mój przyjaciel, zostanie obiektem testowym. Może i to jest trochę okrutne, kazać mu jeść coś czym może się zatruć, ale przecież on się poświęci dla swojej najlepszej przyjaciółki! Chyba…
Wyjęłam coś, co przypominało mi starożytny mikser. Był cały zakurzony (cóż za niespodzianka!), więc dokładnie go umyłam. Co jak co, nawet Ryu nie chciałam karmić kurzem i rdzą. Następnie musiałam również umyć plastikową miskę, łyżkę, mieszadła do miksera…
- Czemu tu wszystko musi być zakurzone? Co to jest?! Fabryka kurzu?! Może zaczniemy go sprzedawać! – zaśmiałam się szaleńczo.
- Czemu krzyczysz? – obróciłam się zaskoczona i popatrzyłam na pirotechnika, który opierał się o futrynę.
- Ja to powiedziałam na głos? – speszyłam się nieco a on pokiwał głową.- Ups…
- Taaak – mruknął po czym podszedł bliżej i zajrzał mi przez ramię.- Co ty robisz?
- Ja…em…no, ten, tego…- zaczęłam się jąkać.- Ja będę gotować…tak jakby.
Przez chwilę na jego twarzy gościł absolutny spokój. Potem zaczął się lekko uśmiechać a jego policzki przybrały kolor mocnej czerwieni. Popatrzyłam na niego błagalnie, ale ten wybuchnął głośnym śmiechem. Złapał się za brzuch i zgiął w pół.
- Dawno się tak nie śmiałem! – udało mu się wykrztusić, po czym dalej się śmiał.
- Ryu! – syknęłam oburzona.- Jesteś okropny!
- Oj, no wybacz – uśmiechnął się przepraszająco i otarł łzę, która zakręciła mu się w oku. Oparł się o blat i wziął głęboki wdech.- To było dobre, Shi. A tak serio, to co robisz?
- Mówiłam serio! – zdzieliłam go ręką po głowie i odwróciłam się, aby zademonstrować jak bardzo mnie uraził. Przez chwilę nic nie mówił.
- Ale tak bardzo serio? – zachichotał.
- Bardzo bardzo! – warknęłam zirytowana.
- Oj…w takim razie, pozwolisz, że ci trochę pomogę? – położył głowę na moim ramieniu a ręce zajęły miejsce na mojej tali.
- Sugerujesz, że nie dam sobie rady?– zapytałam.
- Nie do końca o to chodzi – uśmiechnął się lekko.- Tylko…nie uważasz, że tak będzie bezpieczniej?
- B-bezpieczniej?! – myślałam, że za moment zrobię mu krzywdę.
- Z-znaczy…- zaczął się jąkać i cofnął się o dwa kroki.- Shi, przecież wiesz, że ja cię doceniam i w ogóle…
- Wyczuwam tutaj jakieś ‘ale’. – zmrużyłam oczy.
- Ale…czy ty umiesz gotować? – odetchnął, jakby dumny ze swojego pytania.
- Może trochę tak...– zarumieniłam się lekko.
- Może? – uniósł brwi do góry.- Trochę?
- Przestań już! – krzyknęłam, powstrzymując łzy, które cisnęły mi się do oczu.- I tak doskonale wiesz, że mi się nie uda! – choć mówiłam to do niego, to czułam, jakbym mówiła te słowa do swojej matki.
- Ja tak wcale nie uważam – zmieszał się nieco, a gdy dwie słone łzy spłynęły po moich policzkach nieco spochmurniał.- Coś się stało?
- Nic – rzuciłam cicho, starając się opanować. Przymknęłam oczy.- Po prostu…nieważne…
- Ważne – uśmiechnął się do mnie.- Możesz mi przecież powiedzieć.
- Wiem, ale…ale to takie głupie! – pokręciłam głową, zła na samą siebie. Nie chciałam zaczynać się nad sobą użalać.- Przepraszam, nie chciałam krzyczeć…
- Hej, nic się przecież nie stało, przynajmniej mnie do niczego nie zmotywowałaś (dla wyjaśnienia, gdy poprzednim razem bohaterka ''zmotywowała'' Ryu to przywaliła mu z pięści w szczękę xD – Dop. Autorki)– szturchnął mnie lekko łokciem, nie przestając się uśmiechać. Mimowolnie odwzajemniłam ten gest.- Więc teraz mów księżniczko, czemu się tak bardzo zdenerwowałaś. Ja się tylko drażniłem, mówię prawdę.
- Ja wiem, to nie twoja wina – mruknęłam ponuro.- Tylko…wiesz, moja mama…Ona była idealna we wszystkim, wszystko potrafiła zrobić dobrze. A ja…- westchnęłam cicho.- A ja tak nie umiem, mam całe mnóstwo wad.
- Ona też je pewnie miała – chłopak zauważył.- Więc się nie zadręczaj. Poza tym, masz też całe mnóstwo zalet!
- Mhm, z której strony? – zaśmiałam się cicho.
- Z tej tamtej – dźgnął mnie w czoło.- Nie rozumiem…mnie ochrzaniasz o to, że ja cię nie doceniam, podczas gdy ty sama tego nie robisz.
Zmieszałam się nieco. Miał rację, ale nie chciałam mu tego przyznać. Wzruszyłam tylko ramionami.
- To co? Zamierzasz mi pomagać? – zapytałam obojętnym tonem.
- A co chcesz ugotować? – ucieszyłam się, że tak łatwo pozwolił mi na zmianę tematu.
- Co powiesz na naleśniki? – uśmiechnęłam się do niego.
- O rany! Ile ja tego nie jadłem! Podoba mi się to! Hmm… - zamyślił się.- A mamy wszystko?
Otworzyłam lodówkę i zajrzałam do niej.
- Nie mamy mleka – stwierdziłam po chwili. Spojrzałam na niego zrezygnowana.- Naleśników nie będzie.
- To nic! – machnął ręką.- Pojadę po mleko. Kawałek stąd jest pastwisko.
- Zamierzasz doić krowy? – zachichotałam na tę wizję.
- Dla ciebie wszystko! – wyszczerzył się po czym ukłonił i wyszedł. Pokręciłam głową z uśmiechem.
***
- Co ty robisz? – podskoczyłam do góry na dźwięk głosu Shina. Szybko odwróciłam się i spojrzałam na niego. Opierał się jedną ręką o futrynę, ubrany w ulubioną koszulkę, nieco za dużą, z logiem jakiegoś zespołu muzycznego.- Wybacz, nie chciałem cię przestraszyć.
- Nic się nie stało – uśmiechnęłam się do niego a on odwzajemnił uśmiech. Serce mi szybciej zabiło.- Chciałam coś ugotować dla wszystkich!
- Ty? – uniósł brwi do góry, a mnie opanowała kolejna fala złości. Cisnęłam do zlewu łyżką, którą właśnie trzymałam. Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony. Cóż, moja mina musiała wyglądać przerażająco w tym momencie.
- Tak, ja! – niemal krzyknęłam, po czym dodałam już ciszej.- Jakiś problem?
- Nigdy niczego nie gotowałaś – zauważył spokojnie, nie zdejmując ze mnie wzroku nawet na sekundę.
- Bo tutaj jakoś nie miałam okazji – wzruszyłam ramionami. Tylko lekko nagięłam prawdę mówiąc, że tylko tutaj nie miałam okazji. W domu, ani nigdzie indziej, również jej nie miałam, ale tego przecież nie musiał wiedzieć.
- Może…- zaczął niepewnie.- Pomóc ci jakoś...?
- Um…- zmieszałam się nieco.- Hmm…Ryu już mi pomaga…
- Ach…rozumiem…- zarumienił się lekko i spuścił ponuro głowę. Chciałam mu zaproponować, żeby został i pomagali by mi we dwoje, ale zdawałam sobie sprawę, jak beznadziejny i niebezpieczny był ten pomysł.- To ja może już pójdę.
Odwrócił się i zaczął odchodzić. Przygryzłam lekko wargę.
- Shin! – zawołałam za nim, a on spojrzał na mnie przez ramię.- Przepraszam…Ryu był pierwszy…
Dowódca wyglądał, jakbym dała mu przed chwilą w twarz.
- We wszystkim jestem pierwszy – nagle Ryu wyminął miodowookiego, uśmiechając się, jakby wygrał właśnie na loterii. Brązowooki popatrzył na niego, ale przegrał wojnę na spojrzenia.- Dlatego to ja będę miał to, czego chcę.
Shin spojrzał na butelkę mleka, którą pirotechnik trzymał.
- Skąd to masz? – zmarszczył brwi.- Doiłeś krowy?
- Może – Ryu uśmiechnął się i wzruszył ramionami.- Łap, księżniczko.
Złapałam butelkę którą rzucił a Shin wyszedł już bez słowa.
- Nic się nie stało – uśmiechnęłam się do niego a on odwzajemnił uśmiech. Serce mi szybciej zabiło.- Chciałam coś ugotować dla wszystkich!
- Ty? – uniósł brwi do góry, a mnie opanowała kolejna fala złości. Cisnęłam do zlewu łyżką, którą właśnie trzymałam. Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony. Cóż, moja mina musiała wyglądać przerażająco w tym momencie.
- Tak, ja! – niemal krzyknęłam, po czym dodałam już ciszej.- Jakiś problem?
- Nigdy niczego nie gotowałaś – zauważył spokojnie, nie zdejmując ze mnie wzroku nawet na sekundę.
- Bo tutaj jakoś nie miałam okazji – wzruszyłam ramionami. Tylko lekko nagięłam prawdę mówiąc, że tylko tutaj nie miałam okazji. W domu, ani nigdzie indziej, również jej nie miałam, ale tego przecież nie musiał wiedzieć.
- Może…- zaczął niepewnie.- Pomóc ci jakoś...?
- Um…- zmieszałam się nieco.- Hmm…Ryu już mi pomaga…
- Ach…rozumiem…- zarumienił się lekko i spuścił ponuro głowę. Chciałam mu zaproponować, żeby został i pomagali by mi we dwoje, ale zdawałam sobie sprawę, jak beznadziejny i niebezpieczny był ten pomysł.- To ja może już pójdę.
Odwrócił się i zaczął odchodzić. Przygryzłam lekko wargę.
- Shin! – zawołałam za nim, a on spojrzał na mnie przez ramię.- Przepraszam…Ryu był pierwszy…
Dowódca wyglądał, jakbym dała mu przed chwilą w twarz.
- We wszystkim jestem pierwszy – nagle Ryu wyminął miodowookiego, uśmiechając się, jakby wygrał właśnie na loterii. Brązowooki popatrzył na niego, ale przegrał wojnę na spojrzenia.- Dlatego to ja będę miał to, czego chcę.
Shin spojrzał na butelkę mleka, którą pirotechnik trzymał.
- Skąd to masz? – zmarszczył brwi.- Doiłeś krowy?
- Może – Ryu uśmiechnął się i wzruszył ramionami.- Łap, księżniczko.
Złapałam butelkę którą rzucił a Shin wyszedł już bez słowa.
***
Wyszłam z kuchni. Było już ciemno, zbliżał się czas mojej warty. Z naleśników nic rzecz jasna nie wyszło. Nie mogło, ze mną i Ryu w kuchni. Najpierw połowę spaliliśmy a potem wymazaliśmy się nawzajem resztką masy. Moje włosy chwilowo były ułożone w irokeza dzięki mojemu nowemu fryzjerowi, znanemu powszechnie jako Ryu. Udałam się do łazienki wziąć szybki prysznic i zrobić coś z posklejanymi włosami.
Ostatecznie się udało. Było trudno je rozczesać nawet po tym, jak już je umyłam, ale w końcu jest jak trzeba. Gdy stałam przed lustrem podniosłam koszulkę do góry i spojrzałam na bliznę z prawej strony. Delikatnie przejechałam po niej palcem Szybko odepchnęłam nieprzyjemne wspomnienia, które już zaczęły się pojawiać w pamięci i pozabierałam swoje rzeczy. Odłożyłam je w pokoju i udałam się do sali nawigacyjnej. Po drodze minęłam Arisę i Irin, które były już ubrane w piżamy, całkowicie pochłonięte rozmową. Uśmiechnęłam się tylko do nich i szłam dalej przed siebie. Arisa ostatnio mnie unikała, choć nie wiedziałam dlaczego.
Len już tam był. Siedział po turecku na ziemi. Zdziwiło mnie to, ale nic nie powiedziałam na ten temat. Usiadłam naprzeciwko niego. Jego wzrok wydawał mi się bardzo odległy, jakby był bardzo zamyślony. Ale…Len i myślenie?
- W porządku? – zapytałam niepewnie. Skierował na mnie spojrzenie.
- Chyba – wzruszył ramionami.- A na pewno niedługo będzie.
- Boję się, jak mówisz takim oschłym tonem – przyznałam i przekręciłam głowę na bok.- Co jest?
- Wiesz, ja…- spuścił ponuro głowę.- To nie jest fajna sprawa.
- Przyzwyczaiłam się do takich – uśmiechnęłam się ciepło.- Mów.
- Chyba…chyba powinienem się rozstać z Arisą – westchnął zrezygnowany. Zbladłam.
- C-co? – wydusiłam zaskoczona.- Rozstać się?
- Tak – zacisnął pięści.- Nie wytrzymuję z nią. Ona okropnie histeryzuje, tracę już cierpliwość. Wiesz, rozumiem, że…Em…macie te swoje damskie rzeczy, ale…to nie trwa tylko tydzień a cały czas, więc nie uwierzę, że to jest to. W jednej chwili mówi, że mnie kocha i potrzebuje, przytula mnie i całuje, a w drugiej twierdzi, że powinienem dać jej spokój. Nie rozumiem jej już, wiesz? Nudzimy się, gdy ze sobą jesteśmy. Doprowadza to tylko do kolejnej kłótni. Zastanawiam się, gdzie jest ta dziewczyna, którą tak kochałem…
Odwróciłam wzrok. Było mi przykro. Arisa była moją przyjaciółką, ale Len był moim bratem. Nie chciałam, żeby cierpieli
- Porozmawiam z nią – zaproponowałam po chwili, ale mój bliźniak pokręcił głową.
- To bez sensu, stracisz tylko czas – rzucił obojętnie.- Do niej nic nie dociera.
- Ja dotrę, uwierz mi – uśmiechnęłam się słabo.- Damy radę Len. Ona…sam wiesz…wojna nas trochę zmienia…
- Trochę? – zaśmiał się gorzko.- Ona jest zupełnie inną osobą! I wiesz co? Nie ma sensu, żebyś do niej szła. Nie kocham tej osoby, którą jest teraz…Więc nie zamierzam o nią walczyć.
- Ale Len…- przygryzłam lekko wargę.- Może…może jej trzeba pomóc. Sam pamiętasz, jaka była jej matka, jak ją biła i szarpała. Arisa miała zawsze na tym punkcie uraz. A gdy sobie z czymś nie radziła, po prostu…tak się zachowywała.
- Ale z czym ona sobie może nie radzić?! – spojrzał na mnie oskarżycielsko.
- Nie wiem, nie pytaj mnie tylko jej – odparłam spokojnie.- Nie patrz tak na mnie, jestem po twojej stronie. Chcę ci pomóc, Len. Widzę, że ją kochałeś. Przecież możesz spróbować odzyskać tą, którą kochasz. Zawsze jest nadzieja, prawda?
Przez dłuższą chwilę milczał. Oboje intensywnie myśleliśmy, nie odrywając od siebie wzroku. Potem pochylił się i mnie przytulił. Moje oczy rozszerzyły się w zdziwieniu.
- Ty jesteś nadzieją…- szepnął cicho.
- Gadasz głupoty, Len – skarciłam go, ale nie odepchnęłam. Zamiast tego wtuliłam się w niego, czując się lepiej, gdy miałam obok kogoś, kto mnie rozumiał. Po chwili odsunął się ode mnie i delikatnie pogładził moje włosy. Oboje się uśmiechnęliśmy.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że tu jesteś – powiedział spokojnym głosem.- Że mam taką siostrę.
- Pewnie są lepsze – zaśmiałam się słabo na co on pokręcił głową.
- Nie, ja mam najlepszą – zaprzeczył.- Odkryłem coś ciekawego.
- Co tym razem, geniuszu?
- Nie doceniamy ludzi, których mamy na co dzień – zdziwiłam się. W końcu takie filozofie bardziej pasowały do mnie.- Nie zwracamy uwagi na to, jacy są ważni do momentu, gdy stanie się coś złego i inni nas zostawiają, a oni zostają.
- Masz gorączkę? – uśmiechnęłam się zaczepnie na co on parsknął śmiechem.- Ale tak, to prawda.
- A wiesz, dlaczego jesteś najlepsza? – pokręciłam głową.- Bo ty zawsze jesteś. Zawsze miałaś siłę, aby się uśmiechnąć i powiedzieć, że sobie poradzimy. Zawsze miałaś odwagę, żeby się postawić innym i walczyć, nawet wtedy gdy wiedziałaś, że niemal nie masz szans na wygraną.
Spuściłam smętnie głowę.
- Dziękuję, że tak uważasz – szepnęłam.- Ale czasem brakuje mi siły.
- Nigdy nie widziałem, żeby ci jej brakowało, siostrzyczko – podniósł lekko moją głowę i uśmiechnął się ciepło.
Wymusiłam uśmiech.
- Chodźmy się przejść po bazie – zaproponowałam i wstałam.
Ostatecznie się udało. Było trudno je rozczesać nawet po tym, jak już je umyłam, ale w końcu jest jak trzeba. Gdy stałam przed lustrem podniosłam koszulkę do góry i spojrzałam na bliznę z prawej strony. Delikatnie przejechałam po niej palcem Szybko odepchnęłam nieprzyjemne wspomnienia, które już zaczęły się pojawiać w pamięci i pozabierałam swoje rzeczy. Odłożyłam je w pokoju i udałam się do sali nawigacyjnej. Po drodze minęłam Arisę i Irin, które były już ubrane w piżamy, całkowicie pochłonięte rozmową. Uśmiechnęłam się tylko do nich i szłam dalej przed siebie. Arisa ostatnio mnie unikała, choć nie wiedziałam dlaczego.
Len już tam był. Siedział po turecku na ziemi. Zdziwiło mnie to, ale nic nie powiedziałam na ten temat. Usiadłam naprzeciwko niego. Jego wzrok wydawał mi się bardzo odległy, jakby był bardzo zamyślony. Ale…Len i myślenie?
- W porządku? – zapytałam niepewnie. Skierował na mnie spojrzenie.
- Chyba – wzruszył ramionami.- A na pewno niedługo będzie.
- Boję się, jak mówisz takim oschłym tonem – przyznałam i przekręciłam głowę na bok.- Co jest?
- Wiesz, ja…- spuścił ponuro głowę.- To nie jest fajna sprawa.
- Przyzwyczaiłam się do takich – uśmiechnęłam się ciepło.- Mów.
- Chyba…chyba powinienem się rozstać z Arisą – westchnął zrezygnowany. Zbladłam.
- C-co? – wydusiłam zaskoczona.- Rozstać się?
- Tak – zacisnął pięści.- Nie wytrzymuję z nią. Ona okropnie histeryzuje, tracę już cierpliwość. Wiesz, rozumiem, że…Em…macie te swoje damskie rzeczy, ale…to nie trwa tylko tydzień a cały czas, więc nie uwierzę, że to jest to. W jednej chwili mówi, że mnie kocha i potrzebuje, przytula mnie i całuje, a w drugiej twierdzi, że powinienem dać jej spokój. Nie rozumiem jej już, wiesz? Nudzimy się, gdy ze sobą jesteśmy. Doprowadza to tylko do kolejnej kłótni. Zastanawiam się, gdzie jest ta dziewczyna, którą tak kochałem…
Odwróciłam wzrok. Było mi przykro. Arisa była moją przyjaciółką, ale Len był moim bratem. Nie chciałam, żeby cierpieli
- Porozmawiam z nią – zaproponowałam po chwili, ale mój bliźniak pokręcił głową.
- To bez sensu, stracisz tylko czas – rzucił obojętnie.- Do niej nic nie dociera.
- Ja dotrę, uwierz mi – uśmiechnęłam się słabo.- Damy radę Len. Ona…sam wiesz…wojna nas trochę zmienia…
- Trochę? – zaśmiał się gorzko.- Ona jest zupełnie inną osobą! I wiesz co? Nie ma sensu, żebyś do niej szła. Nie kocham tej osoby, którą jest teraz…Więc nie zamierzam o nią walczyć.
- Ale Len…- przygryzłam lekko wargę.- Może…może jej trzeba pomóc. Sam pamiętasz, jaka była jej matka, jak ją biła i szarpała. Arisa miała zawsze na tym punkcie uraz. A gdy sobie z czymś nie radziła, po prostu…tak się zachowywała.
- Ale z czym ona sobie może nie radzić?! – spojrzał na mnie oskarżycielsko.
- Nie wiem, nie pytaj mnie tylko jej – odparłam spokojnie.- Nie patrz tak na mnie, jestem po twojej stronie. Chcę ci pomóc, Len. Widzę, że ją kochałeś. Przecież możesz spróbować odzyskać tą, którą kochasz. Zawsze jest nadzieja, prawda?
Przez dłuższą chwilę milczał. Oboje intensywnie myśleliśmy, nie odrywając od siebie wzroku. Potem pochylił się i mnie przytulił. Moje oczy rozszerzyły się w zdziwieniu.
- Ty jesteś nadzieją…- szepnął cicho.
- Gadasz głupoty, Len – skarciłam go, ale nie odepchnęłam. Zamiast tego wtuliłam się w niego, czując się lepiej, gdy miałam obok kogoś, kto mnie rozumiał. Po chwili odsunął się ode mnie i delikatnie pogładził moje włosy. Oboje się uśmiechnęliśmy.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że tu jesteś – powiedział spokojnym głosem.- Że mam taką siostrę.
- Pewnie są lepsze – zaśmiałam się słabo na co on pokręcił głową.
- Nie, ja mam najlepszą – zaprzeczył.- Odkryłem coś ciekawego.
- Co tym razem, geniuszu?
- Nie doceniamy ludzi, których mamy na co dzień – zdziwiłam się. W końcu takie filozofie bardziej pasowały do mnie.- Nie zwracamy uwagi na to, jacy są ważni do momentu, gdy stanie się coś złego i inni nas zostawiają, a oni zostają.
- Masz gorączkę? – uśmiechnęłam się zaczepnie na co on parsknął śmiechem.- Ale tak, to prawda.
- A wiesz, dlaczego jesteś najlepsza? – pokręciłam głową.- Bo ty zawsze jesteś. Zawsze miałaś siłę, aby się uśmiechnąć i powiedzieć, że sobie poradzimy. Zawsze miałaś odwagę, żeby się postawić innym i walczyć, nawet wtedy gdy wiedziałaś, że niemal nie masz szans na wygraną.
Spuściłam smętnie głowę.
- Dziękuję, że tak uważasz – szepnęłam.- Ale czasem brakuje mi siły.
- Nigdy nie widziałem, żeby ci jej brakowało, siostrzyczko – podniósł lekko moją głowę i uśmiechnął się ciepło.
Wymusiłam uśmiech.
- Chodźmy się przejść po bazie – zaproponowałam i wstałam.
***
Otępiale przesuwałam ręką po ścianie. Wzrok wbijałam gdzieś w przestrzeń przed sobą. Analizowałam wczorajsze słowa Lena. Uśmiechnęłam się pod nosem. Świetnie grałam swoją rolę, to musiałam sobie przyznać, skoro niczego nie zauważył. Zacisnęłam drugą pięść. Nie mogłam dać po sobie poznać, że cokolwiek nie jest tak, jak powinno. Jeżeli nie mogłam być silna dla samej siebie, musiałam być silna dla innych. Być ich nadzieją, jak powiedział Len. Nie mogłam się poddać, wiedziałam to. Tylko nadzieja była powodem, dla którego wszyscy walczyliśmy. Tylko ona dawała nam siłę i nas motywowała. Tylko dla niej tu byliśmy. Postanowiłam sobie w tym momencie, że będę ostatnią, która się podda, jeżeli kiedykolwiek tak się stanie.
Ktoś położył rękę na moim ramieniu. Zatrzymałam się. Nie obróciłam nawet głowy, aby spojrzeć na tą osobę.
- Wszystko w porządku? – moje serce nieco przyśpieszyło na dźwięk głosu Shina. Spojrzałam na niego kątem oka.
- Jak najbardziej – odparłam spokojnie. Zabrał dłoń z mojego ramienia i stanął przede mną.
- Usta i głos mogą kłamać – stwierdził po chwili. Odrobinę się zmieszałam.- Ale oczy nie.
- Nie mam powodu, aby kłamać. – Wzruszyłam ramionami.
- Wyglądasz na smutną – zauważył.- Kto cię zdenerwował?
- Nikt, naprawdę – uśmiechnęłam się słabo.- Musiałam sobie tylko poukładać trochę spraw w głowie, nic wielkiego.
- Mogę ci jakoś pomóc?
- Nie – pokręciłam głową.- Ale to nic, sama sobie pomogę, gdy nadejdzie pora. Nie przejmuj się – uśmiechnęłam się szerzej.
- Rozumiem – pokiwał głową.- Shiori, ja…mam sprawę.
- Słucham cię – oparłam się plecami o ścianę i popatrzyłam na niego zaciekawiona.
- Wiesz, że niedługo muszę jechać na spotkanie w centrum dowodzenia – zaczął, obojętnym tonem, po czym odwrócił ode mnie wzrok.- I się zastanawiałem czy…pojedziesz tam ze mną?
Zaskoczyło mnie to pytanie. Szczerze mówiąc, myślałam, że weźmie kogoś innego. Za mną chyba nadal nie przepadał a bynajmniej czasem miałam takie odczucie.
- Em…- wypaliłam zakłopotana a w jego oczach zobaczyłam, że się boi. Ale czego? Nie gryzłam w końcu...no, tak często.- Jasne, mogę pojechać. Kiedy wyjeżdżamy?
Odetchnął cicho i uśmiechnął się do mnie.
- Jeszcze dzisiaj – odparł pogodnym tonem, po czym odszedł, pstrykając palcami, jakby rytm piosenki.- Spakuj się szybko.
- Oczywiście…- powiedziałam, zdziwiona jego nagłą poprawą humoru. Pobiegłam w przeciwną stronę do mojego pokoju.
Wpadłam jak tornado do środka, złapałam nieco zniszczony i wysłużony plecak i zaczęłam wkładać do niego rzeczy niezbędne. Piżama, ciuchy na zmianę, bielizna i ręcznik. Podejrzewałam, że zostaniemy tam na dwa albo trzy dni. Moja podróż tutaj z centrum trwała prawie dzień, biorąc pod uwagę, że wyjechałam późno w nocy.
- Wybierasz się dokądś? – zza mnie usłyszałam głos Ryu.
- A ty nie wiesz, że się puka zanim się wchodzi? – warknęłam i zasunęłam plecak. Odwróciłam się i spojrzałam na niego. Fioletowe soczewki – na miejscu. Czarne włosy, postawione do góry na żel również obecne.- A co, jeżeli biegałabym teraz nago?
- A-ale nie biegasz! – zarumienił się lekko.
- Ale mogłabym! – pogroziłam mu palcem jak małemu dziecku.- To mój pokój, więc mogę tu robić co będę chciała.
- Chciałbym to w sumie zobaczyć! – zachichotał a ja dźgnęłam go łokciem w żebra.- Aua! To bolało!
- Bo miało! – uśmiechnęłam się zaczepnie i wyminęłam go.
- To dokąd jedziesz, księżniczko? – chłopak szybko mnie dogonił.- Pojadę z tobą!
- Jadę z Shinem do centrum dowodzenia – odparłam spokojnie, w głowie sprawdzając, czy wzięłam wszystko co trzeba.
- Co? – Ryu zatrzymał się.- Jak to?!
- Ryu? – spojrzałam na niego wymownie.- Mam ci to przeliterować?
- Serio z nim jedziesz? – pirotechnik zdawał się być trochę zirytowany.- Przecież będziesz się z nim nudzić!
- Oj daj spokój, Ryu – machnęłam ręką.- Przecież będę miała co robić, od czego są nowe informacje o wrogach i strategie?
- Nie jedź z nim – zastąpił mi drogę.- Proszę, Shi. Nie jedź.
- Dlaczego miałabym nie jechać? – nie potrafiłam go zrozumieć. Wyminęłam go i zbiegłam po schodach do garażu.
- Bo…bo…- zaczął się jąkać. Zarzuciłam plecak na plecy. Na dole słyszałam Shina, jak rozmawiał z Lenem.- Czekaj!
Zatrzymałam się i spojrzałam na niego zniecierpliwiona.
-Mów szybko, bo mi się spieszy! – ponagliłam go.
- Będę tęsknił za tobą... – powiedział cicho.
- Ja za tobą też, ale nie dramatyzuj, to przecież tylko dwa albo trzy dni, zresztą, co to ma do…- chłopak nagle przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. Zdziwiło mnie to. Musiałam to jednak przyznać, miło było czuć ciepło jego ciała. I ładnie pachniał. Naprawdę ładnie.
- Wiesz, że mi bardzo na tobie zależy…- szepnął cicho, a ja już całkiem zgłupiałam. Co się na tym świecie wyrabia?!- Nie jedź…
- Ryu, muszę, przestań dramatyzować! – upomniałam go i chciałam go od siebie odsunąć, ale mocno mnie trzymał. Podniosłam głowę, żeby na niego spojrzeć. Nasze twarze były niebezpiecznie blisko siebie.
- Mogę coś zrobić, żebyś nie jechała? – zapytał, niemal błagalnym tonem.- Nie powinnaś z nim jechać, proszę, zostań tutaj ze mną!
- Nie wygłupiaj się…- zarumieniłam się lekko pod wpływem jego spojrzenia.
- Jestem całkowicie poważny…
- Shiori! – dobiegło mnie wołanie Shina.- Pośpiesz się z tymi rzeczami!
Ryu niechętnie mnie puścił.
- Muszę iść…- odwróciłam się szybko, aby ukryć rumieńce na twarzy. Jego ręka zsunęła się z mojej gdy zaczęłam odchodzić.
- Myślałem, że się nie odważy…- dobiegł mnie jego cichy szept. Zatrzymałam się jeszcze na sekundę i spojrzałam na niego, ale on już odchodził. Westchnęłam zrezygnowana i zbiegłam po schodach. Shin już czekał.
- Gotowa! – uśmiechnęłam się entuzjastycznie. Czarnowłosy uśmiechnął się, jakby szczęśliwy.
Ktoś położył rękę na moim ramieniu. Zatrzymałam się. Nie obróciłam nawet głowy, aby spojrzeć na tą osobę.
- Wszystko w porządku? – moje serce nieco przyśpieszyło na dźwięk głosu Shina. Spojrzałam na niego kątem oka.
- Jak najbardziej – odparłam spokojnie. Zabrał dłoń z mojego ramienia i stanął przede mną.
- Usta i głos mogą kłamać – stwierdził po chwili. Odrobinę się zmieszałam.- Ale oczy nie.
- Nie mam powodu, aby kłamać. – Wzruszyłam ramionami.
- Wyglądasz na smutną – zauważył.- Kto cię zdenerwował?
- Nikt, naprawdę – uśmiechnęłam się słabo.- Musiałam sobie tylko poukładać trochę spraw w głowie, nic wielkiego.
- Mogę ci jakoś pomóc?
- Nie – pokręciłam głową.- Ale to nic, sama sobie pomogę, gdy nadejdzie pora. Nie przejmuj się – uśmiechnęłam się szerzej.
- Rozumiem – pokiwał głową.- Shiori, ja…mam sprawę.
- Słucham cię – oparłam się plecami o ścianę i popatrzyłam na niego zaciekawiona.
- Wiesz, że niedługo muszę jechać na spotkanie w centrum dowodzenia – zaczął, obojętnym tonem, po czym odwrócił ode mnie wzrok.- I się zastanawiałem czy…pojedziesz tam ze mną?
Zaskoczyło mnie to pytanie. Szczerze mówiąc, myślałam, że weźmie kogoś innego. Za mną chyba nadal nie przepadał a bynajmniej czasem miałam takie odczucie.
- Em…- wypaliłam zakłopotana a w jego oczach zobaczyłam, że się boi. Ale czego? Nie gryzłam w końcu...no, tak często.- Jasne, mogę pojechać. Kiedy wyjeżdżamy?
Odetchnął cicho i uśmiechnął się do mnie.
- Jeszcze dzisiaj – odparł pogodnym tonem, po czym odszedł, pstrykając palcami, jakby rytm piosenki.- Spakuj się szybko.
- Oczywiście…- powiedziałam, zdziwiona jego nagłą poprawą humoru. Pobiegłam w przeciwną stronę do mojego pokoju.
Wpadłam jak tornado do środka, złapałam nieco zniszczony i wysłużony plecak i zaczęłam wkładać do niego rzeczy niezbędne. Piżama, ciuchy na zmianę, bielizna i ręcznik. Podejrzewałam, że zostaniemy tam na dwa albo trzy dni. Moja podróż tutaj z centrum trwała prawie dzień, biorąc pod uwagę, że wyjechałam późno w nocy.
- Wybierasz się dokądś? – zza mnie usłyszałam głos Ryu.
- A ty nie wiesz, że się puka zanim się wchodzi? – warknęłam i zasunęłam plecak. Odwróciłam się i spojrzałam na niego. Fioletowe soczewki – na miejscu. Czarne włosy, postawione do góry na żel również obecne.- A co, jeżeli biegałabym teraz nago?
- A-ale nie biegasz! – zarumienił się lekko.
- Ale mogłabym! – pogroziłam mu palcem jak małemu dziecku.- To mój pokój, więc mogę tu robić co będę chciała.
- Chciałbym to w sumie zobaczyć! – zachichotał a ja dźgnęłam go łokciem w żebra.- Aua! To bolało!
- Bo miało! – uśmiechnęłam się zaczepnie i wyminęłam go.
- To dokąd jedziesz, księżniczko? – chłopak szybko mnie dogonił.- Pojadę z tobą!
- Jadę z Shinem do centrum dowodzenia – odparłam spokojnie, w głowie sprawdzając, czy wzięłam wszystko co trzeba.
- Co? – Ryu zatrzymał się.- Jak to?!
- Ryu? – spojrzałam na niego wymownie.- Mam ci to przeliterować?
- Serio z nim jedziesz? – pirotechnik zdawał się być trochę zirytowany.- Przecież będziesz się z nim nudzić!
- Oj daj spokój, Ryu – machnęłam ręką.- Przecież będę miała co robić, od czego są nowe informacje o wrogach i strategie?
- Nie jedź z nim – zastąpił mi drogę.- Proszę, Shi. Nie jedź.
- Dlaczego miałabym nie jechać? – nie potrafiłam go zrozumieć. Wyminęłam go i zbiegłam po schodach do garażu.
- Bo…bo…- zaczął się jąkać. Zarzuciłam plecak na plecy. Na dole słyszałam Shina, jak rozmawiał z Lenem.- Czekaj!
Zatrzymałam się i spojrzałam na niego zniecierpliwiona.
-Mów szybko, bo mi się spieszy! – ponagliłam go.
- Będę tęsknił za tobą... – powiedział cicho.
- Ja za tobą też, ale nie dramatyzuj, to przecież tylko dwa albo trzy dni, zresztą, co to ma do…- chłopak nagle przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. Zdziwiło mnie to. Musiałam to jednak przyznać, miło było czuć ciepło jego ciała. I ładnie pachniał. Naprawdę ładnie.
- Wiesz, że mi bardzo na tobie zależy…- szepnął cicho, a ja już całkiem zgłupiałam. Co się na tym świecie wyrabia?!- Nie jedź…
- Ryu, muszę, przestań dramatyzować! – upomniałam go i chciałam go od siebie odsunąć, ale mocno mnie trzymał. Podniosłam głowę, żeby na niego spojrzeć. Nasze twarze były niebezpiecznie blisko siebie.
- Mogę coś zrobić, żebyś nie jechała? – zapytał, niemal błagalnym tonem.- Nie powinnaś z nim jechać, proszę, zostań tutaj ze mną!
- Nie wygłupiaj się…- zarumieniłam się lekko pod wpływem jego spojrzenia.
- Jestem całkowicie poważny…
- Shiori! – dobiegło mnie wołanie Shina.- Pośpiesz się z tymi rzeczami!
Ryu niechętnie mnie puścił.
- Muszę iść…- odwróciłam się szybko, aby ukryć rumieńce na twarzy. Jego ręka zsunęła się z mojej gdy zaczęłam odchodzić.
- Myślałem, że się nie odważy…- dobiegł mnie jego cichy szept. Zatrzymałam się jeszcze na sekundę i spojrzałam na niego, ale on już odchodził. Westchnęłam zrezygnowana i zbiegłam po schodach. Shin już czekał.
- Gotowa! – uśmiechnęłam się entuzjastycznie. Czarnowłosy uśmiechnął się, jakby szczęśliwy.
*********
Em....wstawiam tu jeden rozdział opowiadania które zalega na moim dysku od czasu gdy je napisałam w 2012....bo nie mam nic innego a nie chcę żeby świeciło tu pustkami...xD
Potraktujmy to jako oneshot!
Potraktujmy to jako oneshot!
Za mało snu, za mało pisania i za dużo nauki, ech ;-;
W każdym razie, mam nadzieję, że to jakoś przeżyjecię, idealne toto nie jest, ale zawsze coś! :D
W każdym razie, mam nadzieję, że to jakoś przeżyjecię, idealne toto nie jest, ale zawsze coś! :D
No i...ech, przegrałam zakład z koleżanką która czyta tego bloga (NAMI, TY WREDNA MENDO, SKOMENTOWAŁABYŚ CHOCIAŻ KIEDYŚ SKORO MNIE TORTURUJESZ XD) i muszę zaśmiecać Internet (który i tak jest już zaśmiecony) moim zdjęciem.
Nie przerazić się, nie jestem ósmym cudem świata ;-;
A Ty Nami...ANI MI SIĘ WAŻ ZACIESZAĆ TAM PRZED EKRANEM XDD
Nie przerazić się, nie jestem ósmym cudem świata ;-;
A Ty Nami...ANI MI SIĘ WAŻ ZACIESZAĆ TAM PRZED EKRANEM XDD
PS: jakby się komuś nudziło, mój ask http://ask.fm/AkemiIchiro
Haha, ale jak mogłaś się założyć o dodanie zdjęcia na bloga? xD I przegrać?! xD W każdym razie ja bym tego nigdy nie zrobiła, ale tylko i wyłącznie dlatego, że wszystkim mogłaby ekrany pęknąć. xD
OdpowiedzUsuńNo, a co do notki, to generalnie chaos panuje, ale nie narzekam. :D
Bohaterka nie ma talentu do gotowania? Huh, przynajmniej nie puściła prawie chałupy z dymem jak ja kiedyś. xD Co to był za dzień....
Nieważne.
Ryu się zakochał ^O^
Ale nieszczęśliwie...
i dobrze mu tak . Dla mnie jest przekreślony po tych słowach: "Dlatego to ja będę miał to, czego chcę." ---> Za dużo pewności siebie. Co za palant.
Weekendzik z Shinem ^^ Muahaha. Dobrze, dobrze. Kij ci w oko, Ryu! xD
Shi jest kochana i ma bardzo fajną filozofię życia. Być silną dla innych.
I nie widzę przyszłości dla Lena i Arisy. On już jej nie kocha, więc nie ma co się męczyć i oszukiwać siebie, ale przede wszystkim ją.
I dlaczego wszyscy mają konta na asku? o_o Osobiście dostałabym pier(pip)olca od tego: "polajkujemy?" ;_;
Uzupełnij archiwum! xD
Pozdrawiam. ^^
Wiesz, mam taki zwyczaj, że się nie zakładam, jeżeli nie jestem pewna wygranej, wtedy się mogę założyć o wszystko. NIE PRZEWIDZIAŁAM ŻE TA PODSTĘPNA MENDA JEST TAKA SPRYTNA XD
UsuńAno chaos, bo chciałam wybrać taki rozdział w którym by się coś działo, ale który nie wymaga znania całej fabuły i poprzednich rozdziałów, żeby to ogarnąć noooo i padło na ten.
Hmm, brzmi jak ciekawe wspomnienie....jak to, gdy robiłam z kolegami świece dymną i podczas tańca zwycięstwa że się udało, ta świeca upadła nam że stołu, zadymiła cały pokój i się prawie o siebie pozabijaliśmy, szukając jej na podłodze XD
Nie wwspomnę o wietrzeniu mieszkania...xD
Zaczęłam się śmiać, jak przeczytałam Twoją reakcję co do Ryu. Jesteś pierwszą osobą, która to przeczytała i nie napisała czegoś w stylu "Ryuuuu, ozen się ze mną *o*" xD
Ano, ask pod tym względem jest męczący. Wpada Ci nagle dziesiątka trzynastolatek z tym "polajkujesz?:*" i Masz ochotę odpisać...echem....niecenzuralne słowa xD
Ale czasem są dobre odpowiedzi, można się pośmiać albo poznać ludzi z ciekawym poglądem na świat.
Tak jest! Zaraz uzupełnię! XD
Dobrze, ze mi przypomniałaś :D
Nawet nie wiesz jak miło mi się to wszystko czytało. Dopiero od niedawna mam czas, żeby zająć się czymś innym niż lekturami i rozrywka na takim poziomie jak tu bardzo mnie cieszy! (w sensie, że wysoki poziom opowiadań nie walących ci symboliką i realiami społecznymi między oczy ^^) Lubię twój sposób pisana i poczucie humoru. Wymówka z integracją mnie powaliła. Trzeba by kiedyś spróbować. ;) Z postaci najbardziej przypadł m do gustu Shin. Szkoda go. Jak on może się poddawać na starcie? Pewnego dnia może będzie pierwszy! Da radę! Na pewno! Shin, uwierz w siebie!!! (Albo od czasu do czasu pospiesz się...)
OdpowiedzUsuńAle trochę się zawiodłam. :( Liczyłam, że dopiszesz więcej do wiedźm albo ROT. Szczególnie na tym drugim mi zależy. Akemi! Pisz więcej, proszę! (Jak tylko przeminie ten straszny czas...)