EDIT : zakładka o autorce jest już gotowa! xD
Na początek, wstawię jeden obrazek, który...nie wiem...chyba mnie zainspirował do dnia dzisiejszego
(c) Humon
Ogółem ten dzień jest już dość ciekawy...
Miałam trzy godziny nauki przed egzaminem, do którego wypadałoby się przyłożyć.
Starałam się, serio! Ale to nie takie łatwe, gdy znowu wróciłam do bycia dawną sobą i wreszcie wróciła moja pozytywna energia.
Przedstawię Wam mój tok myślenia podczas nauki : Akemi, przestań myśleć o głupotach, musisz patrzeć na te literki które układają się w słowa a potem je zapamiętać! ZAPAMIĘTAJ JE NO!....<gap na ścianę> Hmm...ciekawe czy gdybym założyła durszlak na głowę to widziałabym to tak, jak dziurawy ser widzi nas........NIE! KSIĄŻKA! >.<
Tak, nie było łatwo xD
I w sumie nic się nie nauczyłam....ale coś tam napisało i chyba nawet wiedziałam co robię, więc powinno być w miarę ok.
Dzisiaj krótka notka, więc dodam jeszcze oneshota, który od dawna zalega na moim dysku. Czekam na opinię co o nim myślicie!
A dedykuję go mojej przyjaciółce, która jest naprawdę niesamowita i jak nikt potrafi mnie podnieść na duchu! Pati, już ty wiesz że to dla Ciebie! ^ ^
Nauka z lekcji
Kilka
razy prawie się potknęłam, ale udało mi się złapać równowagę i biec dalej. Nie
patrzyłam pod nogi, nie odważyłam się. Obawiałam się, co mogę tam zobaczyć.
Spodziewałam się martwych ciał, ale wolałam nie sprawdzać ich stanu. Zresztą,
nie miałam teraz czasu. Doskonale wiedziałam, że niedługo umrę. Tak Podczas
biegu zdjęłam z siebie części zbroi, żeby móc biec szybciej a to co zostało,
nie mogło mnie chronić. Poza tym, tak naprawdę nie chciałam, żeby mnie
chroniło. Chciałam umrzeć. I choć wiem, że brzmi to jak myśli utrapionej osoby,
która chce popełnić samobójstwo, moja sytuacja jest inna. Jestem całkowicie
wyniszczona, tylko śmierć może uratować moją
duszę od rozdarcia.
Łapczywie łapałam powietrze, od które wywoływało u mnie mdłości. Jednak oddychać musiałam. Mój żołądek skręcał się z bólu, żądając jedzenia. Nie miałam czasu aby coś zjeść i szczerze mówiąc, już nigdy nic nie zjem. Nie zdążę. Umrę, tak jak chciałam. Tak, jak zawsze było…Wreszcie to błędne koło zostanie przerwane. Tym razem mi się uda, musi się udać. Jeżeli uratowanie najbliższej mi osoby oznaczało moją śmierć, chciałam tego. Próbowałam tyle razy, że śmierć nie wydawała się teraz taka zła. Była jedynym ratunkiem.
Słyszałam huki eksplozji, odgłosy strzelaniny, spotkania stali, krzyki ludzi…Najchętniej zakryłabym uszy, żeby tego nie słyszeć. Nikt nie chciałby słyszeć równie przerażających krzyków, pełnych agonii, desperacji, gniewu, smutku i bólu, które pochodziły z duszy tych ludzi. Wojna zawsze zabierze ofiary, to nie uniknione.
Pocisk przeleciał tuż obok mojego ucha. Wyrwało mi się niemal bezgłośne westchnienie. To już, to teraz. Zatrzymałam się i odwróciłam. Jakiś mężczyzna mierzył do mnie z pistoletu. W jego spojrzeniu było coś dziwnego, coś…dzikiego. Uśmiechnął się złowrogo na co mnie przeszły ciarki a ciało oblał zimny pot. Oddech przyśpieszył. Dopiero po kilku długich sekundach te ‘’objawy’’ strachu zniknęły. Przywykłam. To prawie zawsze tak się kończyło lub…zaczynało, powinnam powiedzieć.
- Gotowa umrzeć, paniusiu? – wychrypiał, a jego palec zajął miejsce na spuście.
- Strzelaj – powiedziałam zimno, niewzruszona. Przekręcił głowę na bok i zaczął mi się przyglądać. – No strzelaj! Teraz! – nic, nadal patrzył na mnie wzorkiem, którym dziki zwierz darzył swoją ofiarę.- Strzelaj do cholery! – mój ton głosu stał się już błagalny. Błagałam o śmierć, jak nisko upadłam…
Jednak nie strzelił. Znajomy blondyn odepchnął go na bok, pocisk przeleciał obok mnie.
- Nie! – wyszeptałam, czując, że łzy napływają mi do oczu. Poczułam okropny strach i ból. – Nie znowu!
Rozejrzałam się zdesperowana po ziemi. Na widok tych ciał poczułam, że robi mi się niedobrze, ale teraz odrzuciłam to na drugi plan. Znowu to robił, znowu nie dawał mi umrzeć. Nie rozumiał. Wiedziałam, co się stanie w takim przypadku i choć przypuszczałam, że teraz znowu mi się nie uda, musiałam zaryzykować. Musiałam jeszcze raz, ten ostatni, spróbować go ocalić. Gdy mój wzrok natrafił na pistolet, bez namysłu rzuciłam się w jego stronę. Nic mnie teraz nie spowalniało. To już była czysta furia i pragnienie. Pragnienie, by zabić. Najchętniej wszystkich w odległości kilkunastu kilometrów, ale wiedziałam, że to mi nie pomoże. Nie na dłuższą metę. Bo gniewie zostaje tylko pustka. A nie ma nic gorszego niż pustka. Nic. W momencie gdy złapałam broń usłyszałam wystrzał. Wszystko się zatrzymało.
- Nie! – krzyknęłam na całe gardło po czym obróciłam się i od razu zastrzeliłam oprawcę, który trzymał broń nad blondynem. Padł na ziemię, dołączył do innych trupów. Nie czułam już współczucia. Byłam gotowa zrobić wszystko, zabić kogo trzeba, żeby zmienić przeznaczenie. Upuściłam broń po czym podbiegłam do ukochanego i upadłam na kolana, robiąc to ze zbyt wielką siłą i ścierając z nich skórę aż do krwi. Łzy lały mi się strumieniami po policzkach i czułam, że coś mnie rozrywa od środka. Znowu. Znowu mi się nie udało.- James, ty idioto…znowu musiałeś mnie uratować?! Moje słowa nie skłoniły cię, żebyś się stąd ewakuował?
- Hej, Leah – uśmiechnął się lekko, kładąc ręce na miejscu obok serca, gdzie krew była najbardziej widoczna.- Stwierdziłem, że nawet jeśli mnie n-nienawidzisz, to moje życie i tak nie ma s-sensu. Więc poszedłem z-za tobą, żeby upewnić się, że nic ci się nie stanie…Znowu?
Chciałam go dotknąć, ale bałam się, że sprawię mu tym ból. Nie mogłam już tego dłużej w sobie trzymać, nie byłam już wystarczająco silna.
- Powiedziałam to, bo chciałam, żebyś stąd uciekł, dał mi umrzeć – wycedziłam po czym dodałam już łagodniej.- Nie uratowałeś mnie tylko teraz…Ale i kilkadziesiąt razy wcześniej.
- O czym ty mówisz? – spojrzał na mnie zdziwiony po czym skrzywił się z bólu.
Dotknęłam rubinu, który służył jako naszyjnik.
- Widzisz to? To jest przekleństwo. Przekleństwo, które pozwala mi cofnąć czas. Możesz mi nie wierzyć, ale to prawda. Umierałeś za mnie już tyle razy…A ja się nigdy nie poddałam, za każdym razem cofałam czas, lecz…Zawsze coś się zmieniało, działo się coś niespodziewanego! Nigdy nie mogłam cię uratować! Poprzednim razem zabiło cię trzęsienie ziemi, a jeszcze wcześniej…- głos mi się urwał i pokręciłam głową, zaciskając pięści. Paznokcie boleśnie wbijały mi się w skórę, aż do krwi, ale musiałam jakoś wyrazić złość, która mnie ogarniała na wspomnienia tylu nieudanych prób ocalenia go. Uśmiechnęłam się do niego, ale był to uśmiech pełen cierpienia, nie ciepła i radości, jaki był kiedyś.
- Zmieniłaś się – odparł cicho. Pokiwałam głową.
- Gdybyś tyle razy oglądał śmierć ukochanej osoby i pomimo wszelkich wysiłków nadal nie mógł jej uratować, też byś się zmienił. Próbowałam już na wszelkie sposoby, James. Ale te nieustanne podróże w czasie….zgubiłam w nich siebie. Tego jest już za dużo, rozumiesz? Nie udźwignę tego już dłużej…Nie można być tą samą osobą, po takich przejściach. Gdybym nie cofała czasu już dawno byśmy się….ja bym się zestarzała i umarła. Mogę się cofnąć tylko do dnia, gdy cię poznałam…Ale już…nie…m-mogę…
Gdy szloch zaczął mi przerywać sięgnęłam do rubinu, ale blondyn złapał moją rękę i wbił we mnie świdrujący wzrok.
- Nie rób tego – wyszeptał po czym jego ręka opadła na ziemię. Widziałam, jak życie ulatuje z niego z każdą setną sekundy.- Nie cofaj czasu. Daj mi umrzeć.
- Nie – odpowiedziałam stanowczo a on zamknął udręczone oczy.
Przejechałam dłońmi po twarzy, tak mocno, że rozcięłam paznokciami skórę. Czułam, że ból mnie zaraz rozsadzi od środka. Chciałam krzyczeć. Tak długo, aż z mojego gardła nie wydobędzie się już nawet najmniejszy dźwięk. Tyle razy próbowałam, tyle razy zawiodłam…
Łapczywie łapałam powietrze, od które wywoływało u mnie mdłości. Jednak oddychać musiałam. Mój żołądek skręcał się z bólu, żądając jedzenia. Nie miałam czasu aby coś zjeść i szczerze mówiąc, już nigdy nic nie zjem. Nie zdążę. Umrę, tak jak chciałam. Tak, jak zawsze było…Wreszcie to błędne koło zostanie przerwane. Tym razem mi się uda, musi się udać. Jeżeli uratowanie najbliższej mi osoby oznaczało moją śmierć, chciałam tego. Próbowałam tyle razy, że śmierć nie wydawała się teraz taka zła. Była jedynym ratunkiem.
Słyszałam huki eksplozji, odgłosy strzelaniny, spotkania stali, krzyki ludzi…Najchętniej zakryłabym uszy, żeby tego nie słyszeć. Nikt nie chciałby słyszeć równie przerażających krzyków, pełnych agonii, desperacji, gniewu, smutku i bólu, które pochodziły z duszy tych ludzi. Wojna zawsze zabierze ofiary, to nie uniknione.
Pocisk przeleciał tuż obok mojego ucha. Wyrwało mi się niemal bezgłośne westchnienie. To już, to teraz. Zatrzymałam się i odwróciłam. Jakiś mężczyzna mierzył do mnie z pistoletu. W jego spojrzeniu było coś dziwnego, coś…dzikiego. Uśmiechnął się złowrogo na co mnie przeszły ciarki a ciało oblał zimny pot. Oddech przyśpieszył. Dopiero po kilku długich sekundach te ‘’objawy’’ strachu zniknęły. Przywykłam. To prawie zawsze tak się kończyło lub…zaczynało, powinnam powiedzieć.
- Gotowa umrzeć, paniusiu? – wychrypiał, a jego palec zajął miejsce na spuście.
- Strzelaj – powiedziałam zimno, niewzruszona. Przekręcił głowę na bok i zaczął mi się przyglądać. – No strzelaj! Teraz! – nic, nadal patrzył na mnie wzorkiem, którym dziki zwierz darzył swoją ofiarę.- Strzelaj do cholery! – mój ton głosu stał się już błagalny. Błagałam o śmierć, jak nisko upadłam…
Jednak nie strzelił. Znajomy blondyn odepchnął go na bok, pocisk przeleciał obok mnie.
- Nie! – wyszeptałam, czując, że łzy napływają mi do oczu. Poczułam okropny strach i ból. – Nie znowu!
Rozejrzałam się zdesperowana po ziemi. Na widok tych ciał poczułam, że robi mi się niedobrze, ale teraz odrzuciłam to na drugi plan. Znowu to robił, znowu nie dawał mi umrzeć. Nie rozumiał. Wiedziałam, co się stanie w takim przypadku i choć przypuszczałam, że teraz znowu mi się nie uda, musiałam zaryzykować. Musiałam jeszcze raz, ten ostatni, spróbować go ocalić. Gdy mój wzrok natrafił na pistolet, bez namysłu rzuciłam się w jego stronę. Nic mnie teraz nie spowalniało. To już była czysta furia i pragnienie. Pragnienie, by zabić. Najchętniej wszystkich w odległości kilkunastu kilometrów, ale wiedziałam, że to mi nie pomoże. Nie na dłuższą metę. Bo gniewie zostaje tylko pustka. A nie ma nic gorszego niż pustka. Nic. W momencie gdy złapałam broń usłyszałam wystrzał. Wszystko się zatrzymało.
- Nie! – krzyknęłam na całe gardło po czym obróciłam się i od razu zastrzeliłam oprawcę, który trzymał broń nad blondynem. Padł na ziemię, dołączył do innych trupów. Nie czułam już współczucia. Byłam gotowa zrobić wszystko, zabić kogo trzeba, żeby zmienić przeznaczenie. Upuściłam broń po czym podbiegłam do ukochanego i upadłam na kolana, robiąc to ze zbyt wielką siłą i ścierając z nich skórę aż do krwi. Łzy lały mi się strumieniami po policzkach i czułam, że coś mnie rozrywa od środka. Znowu. Znowu mi się nie udało.- James, ty idioto…znowu musiałeś mnie uratować?! Moje słowa nie skłoniły cię, żebyś się stąd ewakuował?
- Hej, Leah – uśmiechnął się lekko, kładąc ręce na miejscu obok serca, gdzie krew była najbardziej widoczna.- Stwierdziłem, że nawet jeśli mnie n-nienawidzisz, to moje życie i tak nie ma s-sensu. Więc poszedłem z-za tobą, żeby upewnić się, że nic ci się nie stanie…Znowu?
Chciałam go dotknąć, ale bałam się, że sprawię mu tym ból. Nie mogłam już tego dłużej w sobie trzymać, nie byłam już wystarczająco silna.
- Powiedziałam to, bo chciałam, żebyś stąd uciekł, dał mi umrzeć – wycedziłam po czym dodałam już łagodniej.- Nie uratowałeś mnie tylko teraz…Ale i kilkadziesiąt razy wcześniej.
- O czym ty mówisz? – spojrzał na mnie zdziwiony po czym skrzywił się z bólu.
Dotknęłam rubinu, który służył jako naszyjnik.
- Widzisz to? To jest przekleństwo. Przekleństwo, które pozwala mi cofnąć czas. Możesz mi nie wierzyć, ale to prawda. Umierałeś za mnie już tyle razy…A ja się nigdy nie poddałam, za każdym razem cofałam czas, lecz…Zawsze coś się zmieniało, działo się coś niespodziewanego! Nigdy nie mogłam cię uratować! Poprzednim razem zabiło cię trzęsienie ziemi, a jeszcze wcześniej…- głos mi się urwał i pokręciłam głową, zaciskając pięści. Paznokcie boleśnie wbijały mi się w skórę, aż do krwi, ale musiałam jakoś wyrazić złość, która mnie ogarniała na wspomnienia tylu nieudanych prób ocalenia go. Uśmiechnęłam się do niego, ale był to uśmiech pełen cierpienia, nie ciepła i radości, jaki był kiedyś.
- Zmieniłaś się – odparł cicho. Pokiwałam głową.
- Gdybyś tyle razy oglądał śmierć ukochanej osoby i pomimo wszelkich wysiłków nadal nie mógł jej uratować, też byś się zmienił. Próbowałam już na wszelkie sposoby, James. Ale te nieustanne podróże w czasie….zgubiłam w nich siebie. Tego jest już za dużo, rozumiesz? Nie udźwignę tego już dłużej…Nie można być tą samą osobą, po takich przejściach. Gdybym nie cofała czasu już dawno byśmy się….ja bym się zestarzała i umarła. Mogę się cofnąć tylko do dnia, gdy cię poznałam…Ale już…nie…m-mogę…
Gdy szloch zaczął mi przerywać sięgnęłam do rubinu, ale blondyn złapał moją rękę i wbił we mnie świdrujący wzrok.
- Nie rób tego – wyszeptał po czym jego ręka opadła na ziemię. Widziałam, jak życie ulatuje z niego z każdą setną sekundy.- Nie cofaj czasu. Daj mi umrzeć.
- Nie – odpowiedziałam stanowczo a on zamknął udręczone oczy.
Przejechałam dłońmi po twarzy, tak mocno, że rozcięłam paznokciami skórę. Czułam, że ból mnie zaraz rozsadzi od środka. Chciałam krzyczeć. Tak długo, aż z mojego gardła nie wydobędzie się już nawet najmniejszy dźwięk. Tyle razy próbowałam, tyle razy zawiodłam…
Świadomość,
że na mojej szyi spoczywa jeszcze jedna szansa, wwiercała się boleśnie w moją
czaszkę. Mogłam spróbować jeszcze raz. Ale czy uda mi się cokolwiek zmienić? Co
mogłabym zmienić, skoro próbowałam już chyba wszystkiego?
Nie. Moje serce,
umysł i dusza już nie wytrzymają kolejnej porażki. Nie dam rady jeszcze raz
tego wszystkiego przechodzić. Ból nasilał się z każdym cofaniem czasu.
Wiedziałam, że następnym razem może mnie zabić. James miał rację, stałam się
inna. Tylko miłość do niego była wciąż taka sama. Poza tym zmieniło się
wszystko. Przestałam się uśmiechać, przestałam być miła. Gdyby ktoś kiedyś
położył na szali życie jego i reszty świata, zawahałabym się. Ale nie teraz.
Teraz nie było we mnie żadnej skruchy, litości. Byłam gotowa sama pozabijać
tych wszystkich ludzi, gdyby dzięki temu żył. Byłam zimna – jak lód.
Nagle uświadomiłam
sobie, czego jeszcze nie spróbowałam. To była ostatnia szansa. Popatrzyłam na
jego zimne ciało, otarłam łzy, które nadal niekontrolowane ściekały po
policzkach, wstałam i złapałam czerwony rubin.
- Tym razem wiem, co robić.Tym razem….mi się uda! – krzyknęłam i zamknęłam oczy, koncentrując się na starym wspomnieniu, które jako jedyne pozostało niezmienne.
- Tym razem wiem, co robić.Tym razem….mi się uda! – krzyknęłam i zamknęłam oczy, koncentrując się na starym wspomnieniu, które jako jedyne pozostało niezmienne.
Czułam, jak moje ciało się zmienia. Stałam się mniejsza, delikatniejsza. Gdy otworzyłam oczy, stałam na tak dobrze mi znanym korytarzu szkolnym. Uśmiechnęłam się lekko na widok starych, trochę porysowanych, okularów które wtedy jeszcze nosiłam. Zdjęłam je i rozpuściłam włosy. Miło było usłyszeć śmiechy i wesołe głosy uczniów niż wybuchy, strzały i krzyki. Tak samo przyjemnie było wdychać powietrze, w którym nie unosił się zapach śmierci. Jednak nie miałam czasu się tym nacieszyć. Rzuciłam się biegiem do wyjścia ze szkoły. Uczniowie rzucali mi pytające spojrzenia, gdy biegłam ze łzami w oczach, ale to mnie nie obchodziło. Wypadłam na zewnątrz i biegłam kawałek dalej. Gdy oddaliłam się na bezpieczną odległość od szkoły, zatrzymałam się i rzuciłam ostatnie spojrzenie na ten budynek.
- Jeżeli jedyny sposób, abyś żył to nie dopuścić do naszego spotkania, niech tak będzie – szepnęłam cicho a łzy znowu spłynęły po moich policzkach.
Już nigdy tego nie
zrobią, już nigdy nie będę płakać. Wyjęłam komórkę i wybrałam numer mamy. Już
po chwili usłyszałam jej wesołe ‘ Halo?’ i uśmiechnęłam się. Zrobiło mi się
weselej na dźwięk jej głosu. Jeszcze żyła, jeszcze tu była…
- Hej mamo!
Słuchaj, bo ja…co? A tak, w szkole super, mam przerwę…Tak, ale…Mamo….Tak…Ale
posłuchaj, pamiętasz jak mówiłaś, że chciałabyś pojechać do Paryża? Tak…Bo tak
trochę o tym myślałam i tak sobie pomyślałam, że może pojedziemy tam na stałe?
Co? Nie…No ja wiem, że wcześniej nie chciałam, ale…powiedzmy, że zmieniłam
zdanie…Nie…Po prostu uważam, że to będzie bardzo korzystne i ciekawe
doświadczenie.
Stałam nad strumykiem, trzymając wisiorek tuż nad wodą. Trwałam w milczeniu przez jakiś czas, podejmując ostateczną decyzję i wahając się ten jeden ostatni raz.
- Już rozumiem lekcję – powiedziałam cicho, po czym pozwoliłam rubinowi wpaść do wody. Porwał go prąd i już za chwilę go nie widziałam. Zaczęłam powoli odchodzić. Z jednej strony jedyne czego teraz pragnęłam, to wymazać wszystkie swoje poprzednie wspomnienia. Żeby zniknęły, tak jak rubin w wodzie. Zarówno te z nieudanych prób ratowania go, jak i te dobre, które z nim przeszłam. Gdybym tego nie pamiętała, nie cierpiałabym. Jednak z drugiej strony, nasze wspólne chwile były najpiękniejszymi w moim życiu i powinnam je docenić. Nie miałam pewności, że tym razem James będzie żył, ale skoro nigdy mnie nie pozna, nie zginie za mnie. Może zginie z innego powodu? A może wreszcie będzie mógł żyć? Cóż, tego się nigdy nie dowiem. Zaczęłam się zastanawiać, czy tym razem też coś się wydarzy. A jeżeli tak, to co? Najazd kosmitów? Tego w sumie nie było…
Stałam nad strumykiem, trzymając wisiorek tuż nad wodą. Trwałam w milczeniu przez jakiś czas, podejmując ostateczną decyzję i wahając się ten jeden ostatni raz.
- Już rozumiem lekcję – powiedziałam cicho, po czym pozwoliłam rubinowi wpaść do wody. Porwał go prąd i już za chwilę go nie widziałam. Zaczęłam powoli odchodzić. Z jednej strony jedyne czego teraz pragnęłam, to wymazać wszystkie swoje poprzednie wspomnienia. Żeby zniknęły, tak jak rubin w wodzie. Zarówno te z nieudanych prób ratowania go, jak i te dobre, które z nim przeszłam. Gdybym tego nie pamiętała, nie cierpiałabym. Jednak z drugiej strony, nasze wspólne chwile były najpiękniejszymi w moim życiu i powinnam je docenić. Nie miałam pewności, że tym razem James będzie żył, ale skoro nigdy mnie nie pozna, nie zginie za mnie. Może zginie z innego powodu? A może wreszcie będzie mógł żyć? Cóż, tego się nigdy nie dowiem. Zaczęłam się zastanawiać, czy tym razem też coś się wydarzy. A jeżeli tak, to co? Najazd kosmitów? Tego w sumie nie było…
Westchnęłam.
Paryżu, nadchodzę!
wow..... brak słów.... GITara ten rozdział.... bombastyczne.... smutaśne....
OdpowiedzUsuńLubię to opowiadanie. Głównie dlatego, że kojarzy mi się z Madoką. Czekam na kolejne.
OdpowiedzUsuń