9 lis 2014

Rozdział 6 - Najsilniejszy

 - Więc nic się nie zmieniło? - Matt zapytał, wbijając we mnie spojrzenie. Potrząsnęłam lekko głową, a on westchnął. Siedzieliśmy na ławce w miejskim parku. On wybrał to na miejsce spotkania a ja nie zamierzałam się sprzeczać. Pomimo faktu, że zawsze widywałam Matta w dobrym nastroju, to miałam wrażenie, że nie należy go drażnić.
           Naokoło nas było sporo ludzi, których chłopak obserwował. Dzieciaki biegały, najwyraźniej bawiąc się w berka, pełne życia i radości. Wielu dorosłych przyglądało im się kątem oka podczas prowadzenia rozmów ze sobą nawzajem lub przez telefon. Niedaleko nas na ławce siedziała całująca się para. Odwróciłam wzrok, czując się odrobinę niezręcznie. Skierowałam spojrzenie na bruneta, który nie zdawał się ani trochę zakłopotany. Miał na sobie swoje ukochane białe trampki, czarne spodnie oraz białą koszulkę, na której widniał napis ''Spadaj''. Siedział całkowicie wyluzowany, z rozłożonymi rękami na oparciu ławki, na tyle blisko, że mógłby mnie jedną ręką objąć.
- Um, Matt? - zaczęłam niepewnie. Nie spojrzał na mnie, ale i tak postanowiłam kontynuować.- Jak zamierzasz ukryć mój Potencjał?
- Zmieniając twój tok myślenia – odparł, jak gdyby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.- Ale oczywiście musisz przestać się upierać przy swoim i trochę mnie posłuchać.
- Nie umiem po prostu znienawidzić ludzi – mruknęłam, zaciskając lekko pięści.- Nie twierdzę, że wszyscy są wspaniali i dobrzy, ale wielu z nich owszem.
- Nie – powiedział, po czym ziewnął przeciągle i skierował na mnie spojrzenie.- Ludzka natura sama w sobie jest zła. Wszyscy mają wbudowany egoizm i negatywne emocje, takie jak złość, zazdrość, nienawiść, chciwość. Nawet osoba, która cię kocha, może nagle obrócić się przeciwko tobie. Choćby nie wiem jak im na tobie zależało, z różnych przyczyn i w różnych sytuacjach zrobią to, co najlepsze dla nich samych.
- To nieprawda – zaprzeczyłam.- Masz rację, każdy z nas ma w sobie trochę egoizmu, ale jeżeli się naprawdę kocha...
- Może nie zauważyłaś, ale nawet robiąc coś dobrego dla kogoś, jesteś egoistką – uśmiechnął się lekko, przeczesując dłonią włosy.- Pomyśl. Pomagasz innym i cieszysz się, że zrobiłaś coś dobrego. Czujesz się lepiej. Czujesz się wartościowa. Robisz to tylko po to, żeby nie czuć się jak śmieć.
Ciarki przeszły mi po plecach i nagle poczułam się wyjątkowo dotknięta jego słowami.
- Wcale nie – szepnęłam, po czym wzięłam wdech i dodałam nieco głośniej.- Pomagasz innym, bo ich szczęście jest twoim szczęściem, bo ci na nich zależy i dlatego chcesz, żeby przestali cierpieć!
- Tak, wiem, że ciężko jest się przyznać do braku racji – pokręcił głową.- Ale im szybciej to zrobisz tym lepiej, dla ciebie i dla nas.
- Mówisz takie rzeczy tylko po to, żeby mnie przekonać, prawda? - zapytałam, uśmiechając się lekko.- Sam tak nie myślisz.
- Wybacz Natalie, ale ty akurat nie masz najmniejszego pojęcia o czym myślę – warknął, a ja natychmiast przestałam się uśmiechać. Ponownie westchnął.- Nie zachowuj się, jakbyś wiedziała wszystko najlepiej.
- Nie chciałam, żebyś to tak odczuł – zmarszczyłam brwi.- Po prostu broniłam swojego zdania.
- I tak jesteś lepsza niż Dave – stwierdził, a jego ton głosu wrócił do normy.- Jego temperament przysparza mi i Shinowi czasem wiele kłopotów, zwłaszcza podczas walk, nie dość że nie myśli, to jeszcze nie ma nawet zbyt wiele siły.
Dave nie miał siły? Przecież pokonał te dwie, straszne wiedźmy które mnie zaatakowały...Więc skoro on był słaby, to jak silni byli Shin i Matt?
- Matt, który z was jest najsilniejszy? - zapytałam nagle. Moje pytanie najwyraźniej go zdziwiło.
- Cóż, jeśli chodzi o naszą trójkę, to nie wiem – zamyślił się na chwilę.- Ja i Shin od dawna nie walczyliśmy przeciwko sobie, żeby to sprawdzić. W każdym razie Dave Wspaniały jest najsłabszy, nie miałby z żadnym z nas szans. Przewyższamy go siłą i doświadczeniem. Dodatkowo rwie się do walki, ale niekoniecznie do treningów, a to w pewnym sensie podstawa. On za to robi sobie z prawdziwych walk, bardzo przy tym ryzykując śmiercią. Ja i Shin podczas treningu możemy go trochę zmęczyć i poobijać, ale chociaż będzie żył i będzie miał wszystkie kończyny na miejscu. Satoru twierdzi, że jeśli szybko się nad nim nie zapanuje, to w najbliższym czasie go stracimy.
             Poczułam ucisk w gardle na samą myśl, że mogłabym już nie zobaczyć szatyna. Przyjaźniłam się z nim od lat, był ważną częścią mojego życia, nie umiałam nawet sobie wyobrazić, jakby było bez niego. Skoro tak się sprawy miały, to musiałam z nim o tym pomówić.
- Kim jest Satoru? - zapytałam, choć nie to akurat mnie najbardziej ineteresowało.
- Satoru? Satoru jest zdecyowanie najsilniejszym strażnikiem, jakiego widziałem – odparł, po czym dobiegł nas dźwięk przychodzącej wiadomości w jego telefonie. Brunet wstał i się przeciągnął.- Wybacz, muszę iść. Porozmawiamy później.
Nawet nie sprawdził co to za wiadomość. Wbiłam wzrok w ziemię. To wszystko było skomplikowane i kłopotliwe...


***


                     Biegłam ile sił w nogach, ledwo łapiąc powietrze. Przebiegłam przez ulicę i obróciłam głowę, aby sprawdzić, czy je zgubiłam. Nikogo za mną nie było, więc zwolniłam, żeby złapać oddech. Serce biło mi jak oszalałe, zarówno z wysiłku jak i ze strachu. Miałam przeczucie, że są gdzieś blisko. Co jak co, to w końcu wiedźmy. Pamiętałam po ostatnim razie, że moja prędkość nie może się z nimi równać nawet w najmniejszym stopniu. Do domu było jeszcze daleko. Sięgnęłam do kieszeni po telefon a gdy go odblokowałam przez chwilę się zawahałam, który numer wybrać. Nie chciałam męczyć Shina, ale po tym co Matt mi powiedział, nie wydało mi się odpowiednim dzwonić po Dave'a. Żałowałam, że nie mam numeru Matta. Zrezygnowana wybrałam numer Shina. Stałam, słysząc jedynie własny oddech i przeciągłe sygnały. Nie odbierał. Ciarki mnie przeszły. Już miałam wybrać numer do szatyna, gdy telefon został wytrącony mi z ręki. Podniosłam przerażona wzrok, widząc jak wiedźma bierze zamach pięścią. Wyglądała na niewiele starszą ode mnie, z dość cienkimi blond włosami i złotymi tęczówkami, które zdawały się paraliżować. Wiedziałam, że nie ucieknę, nogi zaczynały się pode mną uginać ze strachu.
                  Coś przeleciało obok mojego ucha, usłyszałam tylko dźwięk przecinanego powietrza. Wiedźma przewróciła się do tyłu. Zdałam sobie sprawę, że wstrzymywałam oddech. Odetchnęłam i spojrzałam na nią. Zakręciło mi się w głowie od widoku. Srebrna strzała ze złotymi lotkami trafiła w skroń wiedźmy. Z rany lała się strużka krwi, a ciało blondynki się trzęsło. Jej usta nieporadnie się poruszały, jednak nie wydała żadnego dźwięku. Zakręciło mi się w głowie i poczułam, że robi mi się niedobrze. Przymknęłam oczy, a chwilę później poczułam, że ktoś mnie obejmuje.
- Całe szczęście, nic jej nie jest – dobiegł mnie znajomy głos Shina. Byłam niesamowicie szczęśliwa, że tu był.- Niezły strzał, Matt.
- Shin! - wydusiłam z siebie, po czym odwzajemniłam uścisk. Pogładził mnie lekko po głowie.
- Wszystko w porządku? - zapytał zatroskany, a ja podniosłam na niego wzrok. Wyglądał na całkiem opanowanego. Zszokował mnie jednak fakt, że jego oczy były jakby...srebrne.- Natalie?
- Zabierz mnie stąd – szepnęłam, zaciskając ręce na kurtce, którą akurat miał na sobie.
- Idź dalej, zaraz do ciebie dołączę, obiecuję – odparł spokojnie.- Są jeszcze dwie, nie mogę zostawić Matta samego.
Matt też przyszedł? Byli tu oboje? Odrobinę mnie to uspokoiło. Nagle blondyn odepchnął mnie na bok. Potknęłam się, ale udało mi się złapać równowagę i szybko odwrócić. Shin trzymał w rękach włócznię, którą właśnie odpierał miecz, którym napierała na niego wiedźma.
- Oj, chyba jedną znalazłem – ku mojemu zdziwieniu chłopak brzmiał jakby rozbawiony.- Matt, ta jest moja!
- Samolub! - zadarłam głowę do góry i dostrzegłam, że na budynku obok stał brunet, z rękami skrzyżowanymi na klatce piersiowej, uśmiechając się zaczepnie. Dostrzegł moje zdziwione spojrzenie.- Siemka, Nat. Jak leci?
- Co ty robisz na tym budynku?! - niemal wykrzyknęłam, ale szybko skierowałam wzrok na Shina, który bez problemu blokował ataki wiedźmy. Włócznia wyglądała na ciężką, jednak w jego rękach zdawała się być lekka, machał nią z wprawą.
- Walczę z dystansu, to Shin biega i tnie wszystko co na jego drodze – Matt zaśmiał się.- Została jeszcze jedna. Natalie, zabierz się stąd, proszę. Nie chciałbym, żeby Shin i Dave mnie rozszarpali, gdybym przez przypadek strzelił w ciebie. A ty, Shin, skończ się bawić.
- Już, już – blondyn mruknął, po czym spojrzał na mnie.- Idź, nie chcę, żebyś na to patrzyła.
Pokiwałam głową i ruszyłam w jedyną możliwą stronę. Nie doszłam nawet do końca ulicy, gdy dobiegł mnie przeraźliwy krzyk wiedźmy i śmiech Matta. Nie odwróciłam się.


***
               Tak jak obiecał, Shin dogonił mnie, gdy szłam do domu. Jego oczy wróciły do normalnego koloru i wyjaśnił mi, że zmieniają się tylko, gdy Strażnik zakłada swoją Zbroję. Powiedział również, że trzecia wiedźma usiłowała uciec, ale ją dopadli i nie powinnam się martwić. Okazało się, że to on wcześniej napisał do Matta, gdyż wyczuł ich obecność i chciał je złapać, zanim coś namieszają. Były to podobno słabe wiedźmy. Chciałam się dowiedzieć co sprawia, że jedne wiedźmy są słabe a inne silne, ale odparł, że porozmawiamy o tym innym razem. Odprowadził mnie więc aż pod drzwi, przytulił na pożegnanie i poszedł do domu się przespać. A przynajmniej tak mi powiedział.
               Starałam się, aby reszta wieczoru była jak wszystkie inne – normalna. Zjadłam z mamą kolację, słuchając jej opowieści z pracy w sklepie z odzieżą, wzięłam prysznic i udałam się do swojego pokoju. Tu wszystko było takie normalne, spokojne. Jeszcze niedawno całe moje życie takie było. Teraz coraz bardziej wciągałam się w świat Strażników. Jednak za każdym razem gdy zamykałam oczy widziałam obraz tej postrzelonej wiedźmy i zbierało mi się na mdłości. Teraz już wiedziałam, że nie chcę być tego częścią. Byłabym kompletnie bezradna i bezużyteczna.

              Próbowałam się pouczyć do szkoły, jednak wcale nie potrafiłam się skupić. Westchnęłam zrezygnowana, odgarnęłam książki na bok i odpaliłam laptopa. Zalogowałam się na jeden z czatów, na którym lubiłam wieczorami przebywać. Miałam tu kilka osób, z którymi zawsze dobrze mi się rozmawiało i dodatkowo zawsze można było poznać kogoś nowego. Tak samo było dzisiaj. Po dłuższej chwili dostałam prywatną wiadomość od użytkowniczki podpisanej nickiem ''Niebieska_Łza''...

******

Siemaaa! Tak, ja żyje xD
No więc, ogarnęłam trochę swoje życie prywatne iiiii zdecydowałam, że zrezygnuje z tego ''nowego'' bloga, więc można o tym zapomnieć. Co tam jeszcze...ach, zdecydowałam też, że będę pisała tylko tą serię oraz oneshoty gdy mnie natchnie. Dodatkowo postaram się dodawać rozdziały co tydzień...czy coś. xD
A, ponieważ jestem beznadziejna w opisywaniu broni, to tylko dodam na koniec mały obrazek, jak wyglądała włócznia Shina (Akemi, ty leniwe stworzenie...)


2 komentarze:

  1. o ja,ty,ja jestem pierwsza XD .
    Matt mógłby być moim mężem,jest tak mądry,ma takie głębokie przemyślenia, takie...złote myśli x D .
    Ogólnie too...za mało humoru w tym rozdziale,wiesz doskonale,jak uwielbiam to w twoim wydaniu xd
    Twój mąż będzie miał z Tobą ubaw xd
    Pamiętasz,jak bardzo słaba byłam w komentowaniu ? Nic się w tym zakresie nie zmieniło xD
    Nie rozpisuję się,życzę weny,do następnej notki ! xD
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ok, trochę to zajęło, ale jestem. ^^"
    Jak jeszcze raz mi wyjedziesz z takim strasznym tekstem o zawieszeniu, to ja znajdę i powieszę! Groźba, nie żart. xD
    Nieważne.
    Formę trzymasz bardzo dobrą. Walka(albo raczej ucieczka, a później polowanko) zachwyciły mnie. Wiesz, jak mi serce pikało, kiedy Natalie wykręciła numer, dzwoni, a tu dupa. Będąc na jej miejscu wypieprzyłabym ten telefon z nerwów, a gdyby jeszcze włączyła się sekretarka, wcześniej zwymyślałabym tę głupią ździ... dobra, nieważne. xD Ważne jest to, że nic dziewczynie nie grozi(póki co), a mnie trochę przeraża postawa chłopców. Zachowują się, jakby polowali na kaczki, nie zaś myślące istoty człowiekopodobne, że tak sobie pozwolę określić Wiedźmy.
    Matt mi się naraził, co już wiesz. Ale ma rację. Z tymi ćwiczeniami, że jak Dave nie będzie ćwiczył, to długo nie pożyje. Hm, ale że ludzie pomagający innym są źli, bo chcą się dowartościować... może jest w tym trochę prawdy, ale trzeba pamiętać, że ludzka natura ciemna i zdradliwa jest, i nic się na to nie poradzi. Grunt to starać się być lepszym, nie? :>
    No... Niebieska_Łza pachnie tarapatami. Czegoś takiego się nie spodziewałam, więc rozwiń ten wątek z czatem. :D I cieszy mnie, że masz zamiar pisać co tydzień... czy coś xD Szkoda nowego bloga. buu (łapka w dół, lwy Cię zeżrą).
    Weny! :D

    OdpowiedzUsuń